Rozwód, dwie religie i święta, a co na to dziecko?

Rzadko piszę tu o moim dzieciństwie i wspomnieniach z tamtego okresu. Dziś chcę podzielić się z wami dosyć nietypowymi spostrzeżeniami na temat rozwodu, religii i świąt.

Zacznę od tego, że pochodzę z tak zwanej "rozbitej rodziny" co  po prostu znaczy, że rodzice się rozstali/rozwiedli. Stało się to gdy byłam mała, tak mała, że właściwie tego nie pamiętam. Było typowo, mieszkałam z mamą, a tatę odwiedzałam w weekendy i wakacje. Nic strasznego, choć snułam marzenia o wielkim pogodzeniu rodziców. Niczym scena z "Nie wierzcie bliźniaczką"
Moi rodzice właściwie byli dobrze rozwiedzeni, nie zrobili ze mnie karty przetargowej. Matka nigdy nie zabraniała mi kontaktów z ojcem, a i on nie mówił o niej źle. Mimo wszystko byłam dzieckiem, a dzieciom rozwiedzionych rodziców z reguły łatwo nie jest. Dziecko przecież nadal kocha oboje rodziców, żadnego bardziej, żadnego mniej. Tyle że to dwa różne domy, często dwie różne rodziny. Dwa zestawy reguł i zasad. A Dziecko, podwójnie chce być kochane, akceptowane i wyjątkowe w oczach każdego rodzica z osobna. Tylko jest trudno, bo rodzice często nieświadomie przekazują sprzeczne punkty widzenia.

U mnie dochodziła jeszcze jedna sprzeczność - religia.
Otóż mama poznała mężczyznę, z którym po jakimś czasie zamieszkaliśmy. Nie był on Katolikiem, a Światkiem Jehowy. Zaczęłam więc uczęszczać z mamą na ich religijne spotkania, nie obchodziliśmy urodzin, imienin czy świąt. Najwięcej różnić zauważyłam jednak z początkiem szkoły podstawowej. W końcu mało kto wtedy nie chodził na lekcję religii, rekolekcje czy nie brał udziału w wigilii klasowej. Sytuacja była tym bardziej śmieszna, bo ja właściwie święta obchodziłam z tatą. To były lata(tak, to trwało całą szkołę podstawową) dziwnych świąt, obdartych z magii. W domu, w którym mieszkałam na co dzień, słyszałam, że święta są złe, a katolicy czczą fałszywego Boga. Jadąc na Święta do taty, byłam pouczana by nie dzielić się tam opłatkiem, nie modlić i nie śpiewać kolęd.

Myślę, że trudno jest w coś wierzyć, same pojęcie wiary niepopartej twardymi dowodami jest dla mnie trudne. Trudno zdecydować w co wierzyć, a jeszcze trudniej, gdy jesteś dzieckiem i każde z twoich rodziców wyznaje inna wiarę próbując Ci ją przekazać. Może właśnie dlatego nie wierzę w Boga, o czym pisałam we wpisie Nie wierzę w Boga i źle mi z tym.

Trochę hipokryzją jest to, że jako osoba dorosła, w pełno świadoma swojej niewiary obchodzę święta. Nie czuję się Katoliczką, Świadkiem Jehowy ani Ateistką. Obchodzę, więc gwiazdkę, ubieram choinkę, piekę pierniki i bez oporu jem mięso w wigilię. Opowiadam dzieciom o Jezusie i biblii, tyle że bardziej w kontekście legendy niż wiary. Nie jestem chyba "gorszą" hipokrytką od katolików ubierających pogańskie choinki czy wierzących w zauroczenie dziecka.

                                    Wesołych Świąt :)

Komentarze

  1. Zawsze miałam magiczne święta.Kiedy dzieci wyniosły się z domu?przestało mi zależeć.Dla mnie grudzień jest porą wytezonej pracy.Marze o styczniu i powrocie do normalności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, zanim urodziłam dzieci też nie czułam tej magii, chyba właśnie dla dzieci same tworzymy ten klimat

      Usuń

Prześlij komentarz

A co Ty o tym myślisz?